Chichot Historii – Bożena M. Dołęgowska-Wysocka


Gwoździe w lodówce
2 stycznia, 2011, 12:17 pm
Filed under: trochę życia | Tagi:

Zaglądam dzisiaj rano do lodówki, patrzę, a tu gwoździe w słoiku! Przynajmniej tak myślałam na początku. W słoiku bowiem były szprotki, a sam słoik z napisaem do złudzenia przypominał ten, w którym od lat trzymam małe, długie i średnie gwoździe. W skrzyneczce pod zlewem. Ten słoik gwoździowy tak tkwi w mej pamięci, że nawet otoczenie lodówki skojarzenia „nie odwołało”. Z innego słoiczka, a raczej beczki, to mama i tata mają dzisiaj rocznicę ślubu 57. Ja nie mam na to szans. Z jeszcze innej beczki: dostałam maila od terapeutki od „Pokochania siebie”. Spodobało jej się moje określenie energetyczne, w którym przyrównałam się do lokomotywy, parowej, dużej i naoliwionej. Chce dać na stronę Prometei. Odbłysk energii, która dociera do nas zewsząd, tylko nie zawsze potrafimy jej sobie nałapać.



Pokochaj siebie
14 grudnia, 2010, 11:24 pm
Filed under: trochę metafizyki, trochę zdrowia | Tagi: ,

Byłam na tych warsztatach o pokochaniu siebie. Terapeutka, Anna Dodziuk wspaniała! Mądra, doświadczona, spokojna, z poczuciem  humoru. Widziałam tam prawdziwe cuda, które działy się z ludźmi. A i ze mną coś dobrego chyba się zrobiło, coś przemieniło, coś otwarło, tak że czuję Ducha. Jadę znów do Prometei w marcu, aby sobie wzmocnić kobiece siły, trochę po szmańsku.



… A potem przyszlo olśnienie
21 listopada, 2010, 2:18 pm
Filed under: trochę ubezpieczeń, trochę życia | Tagi: , ,

W tym olśnieniu, na którym zakończyłam poprzedni wpis, pomógł mi aktualny prezes Signal Iduny, towarzystwa ubezpieczeniowego. To on powiedział mi w kuluarach, że nasz noblista nagrodę dostał za teorię chaosu. No i wszyzstko wskoczyło na swoje miejsce. Myślę teraz, że profesor nie silił się nawet, by dać jakiś uporządkowany wykład akademicki. Jako teoretyk chaosu dobrze wie, że wystarczy trzepot motylich skrzydeł w dżungli amazońskiej, by tysiące kilometrów dalej wystąpiło tornado, ale przewidzieć linearnie tego nie sposób. Mnie się zatem przypomniał od razu pewien zalesiański motyl, który kilka lat temu usiadł mi na wargach, jakby składając nań pocałunek. Także i on powoduje, że jestem tu gdzie jestem i taka, jaka jestem. 10-lecie loży Prometea było piękne, godne i dla mnie bardzo znaczące.

Już przy samym końcu, gdy miałam przystąpić do ceremonii zagaszenia świecy na kolumnie, nieopatrznie dotknęłam gołą ręką powyżej nadgarstka do rozpalonej lampki. Aż syknęło! Mam teraz „pieczęć” 10-lecia Prometei: pięciocentymetrową czerwonawą plamę. Pewnie zblednie za jakiś czas, ale nie na tyle, by jej nie dostrzec. Nieść ogień – to jedno, uważać na niebezpieczeństwa z tym związane – to drugie.



Święto polskich masonek
18 listopada, 2010, 9:33 pm
Filed under: trochę metafizyki, trochę życia | Tagi: ,

Ale pracy, telefonów, maili, zamieszania, dyskusji, śmiechu, zmartwień i wszystkiego co można sobie wyobrazić. Jutro uroczyste posiedzenie Sz:.L:. PROMETEA na Wsch:. Warszawy.  4 listopada br. skończyła nasza loża 10 lat. Cieszę się, że nie tylko doczekałam tego dnia, nie  tylko, że  będę prowadzić to posiedzenie, ale czuję w sobie olbrzymią energię i chęć poprowadzenia naszej pracy dalej: do następnych lóż i do powstania polskiej żeńskiej obediencji. No i jeszcze mam archiwa, dziennik, obrazy, egzemplarze „Wolnomularza Polskiego” i książeczki z serii Biblioteczki WP. Mam co robić, do samej śmierci, zanim udam się na Wieczny Wschód, do Wielkiego Architekta, zwanego u nas, wolnomularzy, niekiedy Wielkim Budownikiem Wszechświata..



Wazon płomienisty
11 listopada, 2010, 12:15 pm
Filed under: trochę metafizyki, trochę życia | Tagi: , ,

Zaraz po przyjściu z pogrzebu Inki zaczęłam robić wazon. „Pozostaniemy w swoich dziełach” – to było też i motto Inki. A więc wazon jest ognisty, będzie darem od nas, masonek z Loży Prometea na nasze 10-lecie, dla Wielkiej Żeńskiej Loży Francji. Uroczystości jubileuszowe tuż, tuż. Wazon nawiązuje do kolorów naszej nazwy, jest płomienisty, to odblask tego płomienia, które Prometeusz ukradł bogom, aby zanieść go ludziom. Płomienie jednak nie kontrolowane zamiast przynieść dobro, mogą wszystko spopielić, ogień musi być ograniczony przez wiedzę i mądrość ludzką. To te wszystkie poplątane”druciki” na szkle. A zaraz jadę do Czerwonej Góry – mama po raz kolejny w swoim życiu wyszła szczęśliwie ze szpitala.