Zapomniałam wczoraj opisać pierwszy bukiet, który dostałam o 5 rano od męża. Dzień urodzin rozpoczęłam od bitwy z Rysiem, naszym kotem, który skakał po nas na łóżku. Pieścił się, drapał łapkami i trwało to długo, aż mój nadzwyczaj spokojny mąż nie wytrzymał i wrzasnął na kota, by ten spieprzał. Rysiu się obraził i sobie poszedł Mężowi po 5 minutach złość (jak zwykle) przeszła, zaczął sobie robić wyrzuty sumienia, ale równocześnie widocznie przypomniał sobie o moich urodzinach. Poszedł na działkę i po chwili podetkał mi pod nos piękne, żółte, niepachnące kwiatki, które same u nas rosną w kępkach i kępach, a najwięcej przy płocie Oleńki. Podziękowałam rozespana, poprosiłam, by prowizorycznie włożył bukiet do jakiejś wody, ale już w i e d z i a ł a m, że zerwał moje ulubione kwiatki, które w małej kępce rosną przy pergoli łączącej działki naszą i Oli. Zawsze, gdy coś robiłam w kuchence, spoglądałam przez szybę i uśmiechałam się do tych kwiatków, bo rozkwitały pierwsze. Z setek, które rosną, on wybrał właśnie te. Były najbliżej; RANO UŚMIECHNĘŁAM SIĘ, PODZIĘKOWAŁAM I WŁOŻYŁAM DO WAZONU (NA ZDJĘCIU OBOK ODWRÓCONEJ PATI, MAMY RYSIA). I tak patrzę przez okno, kwiatków nie ma, ale urosną później inne, jedne też żółte i jeszcze wyższe, a drugie fiołkowo-czerwone. A te „moje” wrócą do mnie za rok. Na razie stoją w bukiecie, ale już widzę, że upał robi swoje i zaczynają omdlewać.
Filed under: trochę historii, trochę literatury | Tagi: Biblia, masoneria, Ola
Ola kupiła mi dzisiaj książkę jakiejś francuskiej autorki o kobietach w Biblii. Ostatni rozdzialik jest o „mej” żonie Pana Boga, ale bez imienia; taki bardziej poetycki. Kobiecy wątek masoński z kolei pojawił się w tekście, który wydrukują Wysokie Obcasy gdzieś pod koniec kwietnia br. Autoryzowałam swoje fragmenty. Myślę, że wyjdzie ciekawa opowieść o współczesnych masonkach; takiej nie napisała jeszcze żadna polska gazeta. Wiem coś o tym. A propos bogini, my w naszym rytuale mamy Wielkiego Architekta Wszechświata. Dziś mignęła mi myśl: a co z żoną Wielkiego Architekta? No co??? Czy na stare lata zostanę fiministką?
Filed under: trochę poezji, trochę przyrody, trochę zabawy | Tagi: Emilka, Ola, wiersz, wiosna
Filed under: trochę biznesu, trochę ubezpieczeń | Tagi: Julian ursyn Niemcewicz, Ola, przeproadzka
Zaraz idę na tańce kobieco-terapeutyczne, które prowadzi moja córka Ola. Mam nadzieję, że się wyskaczę, powyję i zogniskuję swoją energię. Zapowiadają się zmiany i przeprowadzka redakcji, o której myślałam w roku ubiegłym, dojdzie do skutku. Kto lubi przeprowadzki? Ale tym razem byłoby to na swoje, czyli rodzinne. Było nie było, postęp. Ale jak pomyślę o tych stosach redakcyjnej makulatury, biurkach, szafkach, kablach, komputerach… No, łatwe to nie jest. Ale wszystko do zrobienia, byle by mi moj kamień żółciowy wyciął pan chirurg sprawnie i zaplanowanie, to z resztą sobie przecież poradzę…Gmaszysko projektował ten sam architekt co budynek Prudencialu przed wojną. Będzie zatem i trochę ubezpieczeniowo… Czytaj dalej
Filed under: trochę poezji, trochę życia | Tagi: masaż hawajski, Ola, wiersz, zima
Dzisiaj Ola, moja córka, miała urodziny. Gdy się urodziła, ja miałam tyle lat co ona dzisiaj. Obie ledwo przeżyłyśmy to wszystko. Prezent urodzinowy zrobiłyśmy sobie także obie: zamówiłyśmy pana Jacka z masażem hawajskim. Pierwsza do masażu poszła Ola, potem jej mąż Piotrek, a na końcu ja. Pan Jacek dopiero do wyszedł. Doznania były zupelnie innego kalibru, niż tamte sprzed lat. Teraz kąpiel z bombelkami i – och! – jak dobrze! Wczorajsza podróż służbowa wyszła całkiem całkiem, choć te 12 godzin w pociągu lub czekając na pociąg w te mrozy, to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. W pociagu dokończyłam Larssona, tachając ze sobą trzeci, grubaśny tom jego trylogii Millenium. A w przerwach ulożyłam wierszyk: Czytaj dalej
Filed under: trochę historii, trochę literatury, trochę wspomnień | Tagi: Emilka, książki, Ola
Będąc ostatnio w domu u rodziców znalazłam swój stary zeszyt, który założyłam sobie 7 czerwca 1966 r. Miałam wówczas dokładnie 11 lat bez jednego miesiąca i chodziłam do klasy IV b w Kudowie-Zdroju. W tym dniu zapisałam w zeszycie pierwszą książkę pt. Dzień wczorajszy, której w ogóle nie pamiętam i jej autora – J. Kantyki – także. Ostatnia książka nosi pozycję 590, są to Czerwone tarcze Iwaszkiewicza, którą to książkę zaczęłam czytać 18 września 1970 r. a skończyłam 24 września tego roku. Byłam wówczas już w Kielcach i uczyłam się w liceum plastycznym. W zeszycie mam prowadzoną ewidencję. W roku 1966 przeczytałam 132 książki, a wroku 1968 – 167. Niedawno przeczytałam w Gazecie Wyborczej, że w roku 2009 więcej niż połowa Polaków nie przeczytała ani jednej książki w ciągu roku. Książki były moją największą miłością życia, byłam im zawsze wierna i wierna pozostanę niezależnie od telewizji, radia, kina, komputera i elektronicznych czytników. Pod choinkę dostałam od Oli kolejną książkę o sztuce życia Zygmunta Baumana. Czytaj dalej