Filed under: trochę poezji | Tagi: katastrofa katyńska, ks. Jan Twardowski, wiersz
Filed under: trochę poezji | Tagi: biedronka, Emilka, ks. Jan Twardowski, wiersz
Filed under: trochę przyrody, trochę ubezpieczeń | Tagi: Hesita, ks. Jan Twardowski
Jutro jadę do Sopotu, nad morze. 10 godzin w pociągu a potem rozmowy biznesowe i dwa wywiady. Morze pewnie zobaczę z okna gmachu Hestii. Dzisiejszy dzień taki pełny i optymistyczny. Czuję ciepło w sercu, rozpływające się po całym ciele. To o czym pisałam wczoraj, przekazywanie nadziei, właśnie się dzieje. I chociaż wszędzie panuje Królowa Śniegu, wiem, że jej dni i tak już są policzone. Za niecałe dwa miesiące w moim Zalesiu już będą posadzone pierwsze „papieskie” (bo żółte) bratki. Zatem byle do wiosny.
Jan ksiądz Twardowski
spojrzał na me troski
i roześmiał się z cicha:
„Twoja złość niech się skicha
i jak krówka boża,
popłynie z lodem do polskiego morza”.
Ten rym, ta Częstochowa
i ta polska krowa…
Wszystko się rymuje,
gdy serce znów pika
a nawet wariuje.
Filed under: trochę wspomnień, trochę życia | Tagi: ks. Jan Twardowski, wiersz, śnieg
Nie wiem czyj to ślad. Zrobił to ktoś idący w stronę starego domu ks. Jana Twardowskiego. Był pierwszym człowiekiem na tej ścieżce. Potem szliśmy nią ja z mężem, szukać wspomnień po księdzu, który pisał wiersze…
Ślad buta na ścieżce,
rano nie było go jeszcze,
za chwilę już go nie będzie,
tak życia nić się przędzie.
Jezus frasobliwy przybity do drzewa,
modrzew zaśnieżony, ptak wiosennie śpiewa,
wierzy, że w okienku, właśnie tego rana
wyglądnie uśmiechnięta głowa księdza Jana. Czytaj dalej
Jak widać na załaczonym zdjęciu, jestem prawie wolna. To brama przy kościele sióstr wizytek, którą zamknięto kilka dni temu, ze mną w środku. Nie napisałam wówczas, że byli ze mną wówczas przyjaciele i mąż. My z Nelą oczekiwałyśmy wybawienia przy bramie, a nasi panowie poszli szukać klucza u sióstr wizytek i rzucali w tym celu śnieżkami w ich okna!!! Wybawienie przyszło w postaci ogrodnika ks. Twardowskiego, który ponoć ma tu taj zapewnione dożywocie. Gdy wczoraj robiłam zdjęcia, słyszałam dobiegającą zza okienka muzykę, a nawet bulgot rur kanalizacyjnych:
Woda rurami spływała, za księdzem Janem płakała.
A ja poczułam od rana, że jestem odczarowana.
Dzisiaj ułożyłam jeszcze coś innego, bo po tym wieczornym zamknięciu u sióstr wizytek, wróciliśmy z przyjaciółmi do nas na Nowy Świat, gdzie przy cieście drożdżowym i borówkach czytaliśmy wiersze ks. Twardowskiego, tak na chybił trafił, czyli na los. Nela trafiła na wiersz o miłości (ile ksiądz pisał o miłości!), jej ukochany, emerytowany profesor UW, oceanograf – wiersz o grzechu i boskim miłosierdziu (ponoć pasuje jak ulał), a mój mąż Adam – taki dziwny, o nazwiskach. I o tych nazwiskach napisałam dzisiaj ja:
Pisał o Sępie Sarzyńskim i o Kochanowskim,
cóż ja mogę napisać o księdzu Twardowskim?
że twardy był jak okruszek, ociupinka chleba,
bez niego, jak bez Boga – jak trafić do nieba?
Czerwona biedronka skrobie się ku górze,
cztery kasztany leżą na marmurze,
gwiazdki na choince obiecały dziewczynce,
że spełnią w życiu wszystkie jej życzenia…
Dziękuję księże Janie, dziękuję i do widzenia.
Wrócę do ciebie wiosną, gdy stokrotki urosną,
gdy wróbelków bez liku poćwierka przy karmniku,
gdy modrzew będzie gotowy, by stać się całkiem szpilkowy
i być owierszowany – dziękuję księże kochany.
Szliśmy z Adamem Krakowskim Przedmieściem i zatrzymaliśmy się przed wystawą księgarni na przeciwko Kościoła Św. Krzyża, w którym 2 lata temu bez mała braliśmy śslub. Adam zauważył książkę ks. Jana Twardowskiego. Wyciągnęłam aparat fotograficzny i zrobiłam zdjęcie: nam, książce księdza – poety Zeszyt w kratkę z jego autografem (może dotrwa do poniedziałku?) i dziesiątkom innych książek, które przeczytaliśmy i których nie znamy, oraz Jezusowi pod krzyżem z naprzeciwka. W tym zdjęciu odbijamy się my i kawał naszego świata. A mieszkamy niedaleko, bo na Nowym Świecie.